,,Czymże jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie słodko by pachniało.'' - Wiliam Szekspir- Romeo i Julia.
No właśnie. Tak samo jest z tytułami powieści i rozdziałów. Niby nazwa jest bez znaczenia. I tak kryje się pod nią to co ma się tam kryć. Jednak w rzeczywistości jest bardzo ważna, a naprawdę trudno jest nadać czemuś odpowiedni tytuł. Wyrazić w kilku słowach, lub w jednym krótkim wyrazie całą treść.
Piszę o tym, ze względu na to, że ten oto rozdział miał się pierwotnie nazywać ,,Alternatywny obraz rzeczywistości'' co jest nie wspominając o jego właściwościach monstrum lingwistycznego po prostu dziwaczne i wydumane- chociaż mnie się tam podoba ;D
Noo, bez dłuższych przeciągnięć...
* * *
Alternatywny obraz świata. Światełko w tunelu.
Były wszędzie.
W tunelu po prostu roiło się od ciemnych, oślizgłych istot z płomienno żółtymi oczami. Sięgały jej mniej więcej do kolan. Wyglądem przypominały trochę gigantyczne ropuchy z ostrymi, zakrzywionymi zębami i pazurami. Niektóre poruszały się na czterech łapach, inne, o zgrozo!, na dwóch. Wtedy były wyższe (na wysokość bioder) choć nadal bardzo zgarbione. Co to było?!!!
Claire przywarła plecami do ściany. Znajdowała się w małej wnęce, a te małe potworki coraz bardziej się do niej zbliżały. Na początku była po prostu w szoku. Pozycję obronną zajęła automatycznie. Jednak teraz gdy patrzyła w ich ślepia od których odbijał się promień świecy kurczowo trzymając ją w rękach nie wiedziała co robić dalej. Jej zaskoczenie powoli mijało ustępując miejsca niedowierzaniu i lękowi. Zimny pot spłynął jej po plecach chociaż zaledwie przed chwilą było jej zimno. Zamknęła na chwilę oczy żeby ogarnąć myślami całą tą sytuację. ,,Nie ma o czym mówić. Będę walczyć i zabiję ich ile tylko się da. – pomyślała - Nie poddam się przecież z tak błahego powodu- dodała z ironią. Dziwne stwory na razie nie atakowały. Zatrzymały się w odległości jakichś dwóch metrów od Claire i czekały. Ale nie zamierzały wcale z tamtąd odchodzić.
Claire nakapała trochę wosku na skałę tworzącą ścianę w miejscu, gdzie była w miarę pozioma i przymocowała do niej świecę. Modliła się w duchu żeby przy tym nie zgasła. Zanim zdążyła wyjąć nóż poczuła okropny ból w lewym ramieniu. Jedno z tych ścierw zatopiło właśnie w nim zęby. Przeszyła je sztyletem jednak nie mogła go z siebie ściągnąć przez te zakrzywione zęby. To bardzo utrudniało zadanie. Oderwała potworka na siłę a wtedy ból stał się jeszcze bardziej nieznośny.
Pojedyncze sztuki zaczęły na nią skakać i atakować. Przebijała je ostrzem sztyletu raz po raz bo wiedziała, że jeśli choć trochę odpuści zaatakująją też inne. Miała nadzieję że zanim straci siłę dotrze do nich że zbliżenie się do niej oznacza natychmiastową śmierć. I wtedy stało się coś dziwnego. Przestały. Wszystkie się cofnęły w stronę, z której przyszła. Pomyślała, że wygrała. I już chciała odklejać świecę, kiedy usłyszała odgłos przy którym wszystkie inne wydawane przez te stwory były tylko cichym jękiem wiatru... Coś nadchodziło z przeciwnej strony. I to coś było o wiele większe. I nagle przed nią stanęło coś co kształtem i wielkością przypominało lwa. Miało jednak te same lśniące ślepia, taką samą pokrytą łuskami skórę i, niestety, takie same pazury. Tylko oczywiście proporcjonalnie dłuższe. Zawarczało na nią tak że ciarki ją przeszły. Claire bała się. Pierwszy raz w życiu się bała. Była już tak bliska celu, że prawie zasmakowała wolności a tu proszę. Los kolejny raz uświadomił jej że z nim nie da się wygrać. Ale nie był to paniczny strach. Nie przerażało jej samo stworzenie tylko perspektywa śmierci i zgnicia w tym parszywym miejscu. Postanowiła jednak zmierzyć się z nim. Przypominało jej trochę tygrysa którego zadźgała jakiś rok temu. Człowiek którego musiała sprzątnąć myślał, że to nieszczęsne zwierze go obroni. Poradziła z nim sobie ale szkoda jej byłozabijać tak piękną i wspaniałą istotę. To milutkie futerko...
Po za tym nie na darmo była przecież po tych wszystkich treningach. A miała coś jeszcze. Wieloletnie doświadczenie w swoim fachu. Szybko zajęła pozycję obronną i przygotowała się do kolejnego ataku, o wiele groźniejszego niż te z przed chwili.
- Giń, giń, giń, giń, giń...!!!- wrzeszczała dopóki ostatecznie nie wyzionął ducha. Dopiero wtedy trochę się uspokoiła. Później dotarło do niej, że okropnie boli ją lewa noga. Aż bała się na nią spojrzeć... Spróbowała wstać. Na początku wydawało jej się, że nigdy nie zdoła tego zrobić jednak w końcu udało się jej. Oparła się o ścianę i rozejrzała w koło. Małe potwory nadal się w nią wpatrywały ale nawet nie próbowały atakować. Krzyknęła więc na nie.
- No dobra wy małe sukinsyny, który następny?!- jednak od razu tego pożałowała. Kto wie co jeszcze można tu spotkać? Adresaci tej obelgi naszczęście nie zareagowali. W ich oczach był teraz szacunek. A potem rzuciły się na zwłoki tego co przed chwilą zabiła i zaczęły je zjadać. Odwróciła wzrok. W innym wypadku zwymiotowałaby. Szybko zabrała ogarek świeczki i pokuśtykała najszybciej jak tylko mogła w przeciwnym kierunku. Zatrzymała się i odpoczęła dopiero wtedy, gdy przestała słyszeć jakiekolwiek odgłosy po za jej przyśpieszonym oddechem i biciem serca. Miała dosyć. Źle z nią było. Kręciło jej się w głowie, ciągle się o coś potykała, ale nie to było najgorsze. Najgorszy był ból w lewej łydce, który ani na chwilę nie dawał o sobie zapomnieć. Noga cały czas obficie krwawiła. Claire w pewnej chwili osunęła się na ziemię. Wyciągnęła swoją mapę aby raz jeszcze ją przestudiować. Nagle zaświtała jej w głowie pewna myśl. Pani Wioletta zawsze powtarzała jej, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Że czasem trzeba się temu czemuś naprawdę dobrze przyjrzeć. Umieściła kartkę nad świecą. Na mapie pojawiły się trupie czaszki różnej wielkości. Pogratulowała sobie. Z mapy wynikało, że właśnie minęła jedną z nich... Wszystko jasne. Aby dojść do celu musiała pokonać jeszcze jedną, o wiele większą od poprzedniej. Nic, z tego. Nie w tym stanie. Musiała je omijać. Spojrzała na kartkę papieru. Mogła pójść inaczej. Będzie to trochę dłuższa droga, ale chyba da radę. Był z nią tylko jeden problem. Mianowicie przecinała ją pofalowana kreska która wyglądem przypominała powierzchnię wody. Rzeka. Nie było co zwlekać. Ruszyła apatycznie w swoją stronę. Nie miała już sił.
Zanim doszła do tej rzeki minęła kolejna godzina. Claire policzyła, że w takim tempie dojdzie na miejsce za pięć godzin. Nie da rady. Czuła to.
Rzeka była czarna. Podwinęła nogawki spodni i weszła do wody. Była lodowata i sięgała jej do połowy uda.To nie była nawet rzeka. Nie płynęła. To wyglądało raczej na bardzo długi staw. Przy dnie unosiły się jakieś śmieci w których brodziła. Nie chciała wiedzieć co w niej pływało, na co ciągle nadeptuje. Spojrzała w bok. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Musiała spojrzeć jeszcze raz. Światełko w tunelu. Nie było go na mapie, ale jednak. Tam było wyjście. Co prawda czekała ją jeszcze dość męcząca droga tą wodą ale po tym co już przeszła nie przerażało jej to.
Tuż nad powierzchnią wody unosił się dobrze znany jej odór. Krew. Uśmiechnęła się i ruszyła ku światełku.
Szła i szła. Miejscami wkraczała na płycizny gdzie ,,woda’’ obmywała jej tylko podeszwy stóp. W innych miejscach sięgała prawie szyi. Swoją torbę wraz z płonącą jeszcze jakimś cudem świecą trzymała skrupulatnie nad powierzchnią chociaż wątpiła żeby cokolwiek jeszcze się jej na coś przydało. W końcu dotarła do celu. Była przemoczona i zziębnięta. W skrócie: ,,ledwo żyła’’. Bała się żeby po tak długim kontakcie z brudną na pewno wodą w jej ranę na nodze nie wdało się żadne zakażenie. To mogło się skończyć amputacją. Oglądała kiedyś program o amputacjach. To było okropne.
Szła i szła. Miejscami wkraczała na płycizny gdzie ,,woda’’ obmywała jej tylko podeszwy stóp. W innych miejscach sięgała prawie szyi. Swoją torbę wraz z płonącą jeszcze jakimś cudem świecą trzymała skrupulatnie nad powierzchnią chociaż wątpiła żeby cokolwiek jeszcze się jej na coś przydało. W końcu dotarła do celu. Była przemoczona i zziębnięta. W skrócie: ,,ledwo żyła’’. Bała się żeby po tak długim kontakcie z brudną na pewno wodą w jej ranę na nodze nie wdało się żadne zakażenie. To mogło się skończyć amputacją. Oglądała kiedyś program o amputacjach. To było okropne.
*
Była zawiedziona. Mapa nie kłamała. Tam wcale nie było wyjścia. Znalazła się w olbrzymiej sali pełnej fosforyzujących kryształów. To one dawały światło. Oszustwo. Chciało jej się płakać. Okazało się że z tej sali nie ma wyjścia. Nie ma jej nawet na mapie. Zgubiła się. Umrze tutaj. Naprawdę tutaj umrze. Położyła się pod jednym z najjaśniejszych kamieni i zamknęła oczy. Była tak straszliwie głodna. Nigdzie się już stąd nie ruszy. Zostanie tutaj na zawsze. Zabawne, zupełnie się nie bała. Przeciwnie, cieszyła się że umrze sobie w spokoju, w tak ślicznym, niezwykłym miejscu. Już nie było jej zimno. Wszystko pochłonęły ciemności.
ciąg dalszy nastąpi... (bwa ha ha :D)
___________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz