,,W nocy, gdy cały dom już śpi,
Stukostrachy, Stukostrachy stukają do drzwi(...)"

5.11.2012

Rozdział Czwarty

,,Ludzie z mroku"

   Dominic Damon podróżował Kanałem Centralnym wraz z siostrą. Śpieszyli się. Za 26 godzin muszą być już na miejscu a przed nimi jeszcze długa droga. Poruszali się pieszo choć przybywali z daleka. Nikt poza nimi nie wiedział jak długo już szli, ale nie przejmowali się tym. Oboje byli bardzo pochłonięci swoim zadaniem. Tak pochłonięci, że nawet nie odczuwali zmęczenia. Eva pałała rządzą zemsty, choć twierdziła, że zwyczajnie zależy jej na honorze matki. Ale Dominic wiedział, że nie kieruje nią tylko miłość i przywiązanie do zmarłej lecz też osobista uraza. A on? On przynajmniej się nie oszukiwał. Był egoistą. Gardził słabszymi, a silniejszym okazywał niechętny szacunek. Czego chciał? To proste. Chciał władzy. Chciał rządzić innymi. Tak. To jedyny motywy które nim kierują. Ale co z tego? Tak właśnie o sobie myślał. I nie mógł zrozumieć dlaczego większość jego znajomych wcale tego nie zauważa. Popatrzył na starszą siostrę:
- Eva zdejmij tę cholerną maskę! Wyglądasz w niej jak frajerka.- Nie wyglądała. I oboje o tym wiedzieli. Jednak ani on, ani jego siostra w życiu nie przepuściłby okazji żeby sobie nie dopiec. Obelgi i wyzwiska były nieodłączną częścią ich dialogów. Tak im już zostało z dzieciństwa. Eva odpięła swoją metalową maskę, ale jej nie zdjęła. Ostatnio ciągle tak robiła, chociaż nikt nie wiedział czemu. Jego siostra była bardzo ładna.
- Nie pozbędę się jej dopóki nie wypełnię obietnicy.
- Głupstwo!
- Co jest takie głupie?
- Składanie obietnic samemu sobie.- Eva westchnęła z rezygnacją. Widać, że nie miała ochoty na żadną dyskusję. Ostatnio w ogóle była jakaś małomówna. Pokręciła tylko ze znużeniem głową.
- Nie mam już siły. Nogi mnie bolą- powiedział żeby podtrzymać rozmowę, lecz ledwie usłyszał swoje słowa, nogi rzeczywiście zaczęły wysyłać do mózgu sygnał przemęczenia.
- Daj spokój. Odpoczniemy na miejscu.
- To ty daj spokój. Myślę, że najlepiej będzie jak się gdzieś zatrzymamy i odpoczniemy.
- Śpieszy nam się- powiedziała z naciskiem. Ona też była skonana a jednak zawsze uparcie trzymała przy swoim.
- Przecież musimy coś zjeść... Ty chyba naprawdę jesteś z żelaza!- chodziło o jej pseudonim, który wraz z maską odziedziczyła po matce. ,,Żelazna Dama’’ pasowało do niej jak ulał. Eva nie odpowiadała. Dominic uznał to za dobry znak i gdy mijali jedną z licznych odnóg głównego kanału pociągnął ją wkierunku neonów i świateł które zawsze towarzyszą ‘przystanią’ w centrum ich kraju.
   Ledwie przekroczyli próg, a już wszystkie oczy były w nich wlepione. Dominic spojrzał spode łba na ludzi ze środka. Wiele podróżnych. Spodziewał się tego. Chyba wszyscy z tego lokaju zmierzają w to samo miejsce co oni. Usiedli przy stoliku blisko ściany. W pomieszczeniu czuło się mieszaninę przecudownych doprawdy zapachów. Jedzenie... Spróbował przypomnieć sobie kiedy ostatnio jedli ale nie potrafił. Głód i zmęczenie w końcu zrobiły swoje. Dominic i Eva zamówili sobie na spółę ogromną górę makaronu naszpikowaną mięsem, serem, warzywami i innymi składnikami niewiadomego pochodzenia. Smakowało po prostu cudownie.
- Na wschodzie to dopiero potrafią gotować, nie Eva?- powiedział Dominic opierając się wygodniej na krześle i nakładając na widelec następną porcję.
- Nom- odparła z pełnymi ustami. Nalała sobie na talerz tyle sosu, że potrawa swą konsystencją o wiele bardziej przypominała zupę. Idiotka. Jak dla niego ten makaron mógłby być nawet bez tych wszystkich dodatków. Tak dawno nie miał nic w ustach, że już chyba zapomniał co to znaczy jeść.


*

   Ace i Jefrey obserwowali tych dziwnych przybyszów od chwili gdy stanęli w drzwiach. Oboje mieli kruczo czarne włosy i oczy. Byli od nich sporo młodsi- najwyżej 20 lat. Dziewczyna była prześliczna. Nie mieli pojęcia po co jej ta żelazna blacha dyndająca z boku głowy, ale nawet w niej było jej dotwarzy. Skórę miała białą jak papier, w końcu to zupełnie normalne w ich stronach. Znajdowali się pod ziemią, gdzie ludzie od pokoleń nie widzieli już Słońca. Na jej twarzy nie było widać ani jednej skazy. Wielkie, migdałowe oczy patrzyły na wszystko w cichej zadumie z obojętnością.
Natomiast chłopak posiadający równie czarne oczy mierzył ich co chwilą spojrzeniem pełnym lodu. Wyglądał na cynika i osobę, której wiecznie się coś nie podoba. Arogancik, który myśli że wszystko mu wolno bo jest przystojny.

*

- To na pewno jego siostra, mówię ci!!! Przecież oboje mają identyczne czarne włosy i oczy.
- To niczego nie dowodzi. Są przecież ludy, w których wszyscy wyglądają niemalże identycznie.
- No, to może zwyczajna towarzyszka? Przecież to nie musi być koniecznie jego dziewczyna nie? NIE?
- No cóż... Masz pewien cień szansy ale...
- Jakie ale?
- Bez urazy, ale jest od ciebie ładniejsza, a ktoś taki na pewno może mieć każdą, która mu się spodoba.
- Ciii, ciszej. Patrzy w naszą stronę. Ach te oczy!
- No to może wreszcie do niego podejdź? Jak skończy jeść to zwyczajnie stąd wyjdzie.
- Nie no co ty. Co on sobie pomyśli? Że jakaś smarkula zawraca mu głowę.
- No to do niego nie podchodź.
- Oszalałaś? Wtedy już nigdy go nie zobaczę...

*

   Jakieś dwie dziewczyny ciągle się na niego gapiły. O Leto! Znów to samo! Dominic miał już tego stanowczo dosyć. Czemu dziewczyny są takie głupie? Zwariować można. Te nerwowe uśmiechy, poprawianie włosów. Jedyną dziewczyną niewariującą na jego widok była niestety tylko Eva. Popatrzył na nią z ukosa. Dopijała właśnie herbatę. Po chwili odstawiła swój kubek z głośnym stuknięciem i oznajmiła, że czas wychodzić, bo nie zdążą. Właśnie w tej chwili podeszło do nich dwóch facetów.
- A dokąd to tak się śpieszycie? – rzucił jeden z nich. Był dosyć wysoki, miał bure włosy i dziurawe zęby.
- Ej mała może zostaniesz u nas na noc? – dorzucił drugi. Eva tylko przewróciła oczami.
- Tajemnica- odpowiedział im wywołując na twarz swój najbardziej złośliwy uśmiech.
- Co się tak szczerzysz gówniarzu? Lepiej odpowiadaj, bo jak nie...
- Dosyć tego!- Eva wkroczyła do akcji. A już myślał, że wyniknie z tego miła bójka. – Podążamy na Turniej Żelaznej Pięści- mówiła prawdę.
- Na Wielki Turniej. To bardzo ciekawe, bo wszystkie miejsca na widowni są już wyprzedane. A wątpię żeby stać było na nie jakiś obdartych włóczęgów.
- Nie będziesz nas obrażał grubasie!- Dominic nie mógł już znieść pokerowej twarzy swojej siostry. Teraz to on przejmuje pałeczkę.- Bierzemy w nim udział. I coś ci powiem. Zamierzamy wygrać. – Na sali dały się słyszeć szmery i żarty.
- Jeśli ktoś w to wątpi, czekam na dworzu.- gwałtownie wstał. Nie dosięgał temu ,,grubasowi’’ nawet do ramion, ale ani trochę się nie bał.
- Dominic! Uspokój się kołku! Wychodzimy.- Eva założyła sobie na ramie torbę, dopięła płaszcz i powoli ruszyła ku drzwiom. – No chodź! Nie są tego warci.- Dominik, niechętnie, ale ruszył za siostrą.

*

-Czemu mnie powstrzymałaś? Myślisz, że coś by mi zrobili? Czemu zawsze chowasz głowę w piasek?- Zapytał ją ze złością gdy już oddalili się znacznie od tamtego miejsca.
- Wyjaśnijmy sobie jedno- powiedziała spokojnie- Ja nigdy nie chowam głowy w piasek. Uważam jednak, że nie ma sensu przyczyniać się dokolejnego rozlewu krwi w tej okolicy. I tak jest ich tutaj o wiele więcej niż powinno. Poza tym, po co nie potrzebnie tracić czas?- Mówiąc to uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo, uśmiechem, który mógł zrozumieć tylko on. Odwzajemnił go.
I szli tak targani podmuchami wiatru, który nie wiadomo skąd się bierze, bo w końcu byli pod ziemią. Szli, dwie postacie w czerni, w świetle fosforyzujących kryształów i byli coraz bliżej swojego celu.

* * *

Claire uchyliła na chwilę oczy. Ciemność. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie jest już w owej kryształowej grocie w której straciła przytomność. Za ciemno... ,,Umarłam’’ pomyślała tylko i domknęła powieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz